GIŻYCKO: Kiedy punkt widzenia zmienia punkt siedzenia
Dieta radnych to temat, który od lat budzi emocje w Giżycku, a ostatnie wydarzenia tylko dolewają oliwy do ognia. Historia zaczyna się w 2021 roku, kiedy to radni z grupy byłego burmistrza Wojciecha Iwaszkiewicza, mający wówczas większość w Radzie, postanowili „dostosować” diety. Decyzja ta dotknęła przede wszystkim opozycję, której obniżono podstawowe wynagrodzenie z 1503 zł do 930 zł.
Zuchwałość tej grupy sięgnęła zenitu, gdy w celu zwiększenia diet niektórym członkom, stworzono fikcyjną Komisję ds. Zwierząt, która spotykała się sporadycznie, ale pozwalała na wypłaty dodatków funkcyjnych. W międzyczasie przewodniczący, zastępcy i przewodniczący komisji mogli liczyć na diety rzędu 1900-3200 zł, w zależności od funkcji.
Po kwietniowych wyborach w 2024 roku sytuacja polityczna w Giżycku zmieniła się diametralnie. Nowy burmistrz, nowa Rada, a radni związani z poprzednikiem znaleźli się w opozycji, bez stanowisk i dodatków funkcyjnych. Obecnie otrzymują jedynie podstawową dietę – tę samą, którą sami obniżyli trzy lata temu.
Najbardziej aktywnym w próbach odwrócenia tej sytuacji jest radny Mirosław Boć, który stara się zdobyć poparcie wśród nowych radnych, aby złożyć projekt uchwały podnoszącej diety.
Sytuacja ta skłania do refleksji nad priorytetami i etyką lokalnych polityków. Czy radni powinni walczyć o podwyżki, zanim wykażą się pracą na rzecz mieszkańców? Czy hasło „miłość do miasta” jest aktualne tylko wtedy, gdy idzie w parze z odpowiednim wynagrodzeniem?