O Alei Pileckiego można pisać wiele i w zasadzie poza bezspornym faktem, że ulica powinna powstać, niestety tylko źle. Już na etapie projektu ustami jednego z radnych informowałem, że w kętrzyńskim stylu będzie to kolejny bubel.  Ulica  jeśli nie dwujezdniowa, to przynajmniej powinna być wykonana w układzie naprzemiennym 2+1 pas. To pozwoliłoby uniknąć długich kolejek przed rondami Rogaczewskiego i Kombatantów. Wiele do życzenia pozostawia jakość wykonania z niekończącą się historią kałuży w miejscu osiadania drogi. Do tego fatalna organizacja ruchu, która w ostatnim czasie przyczyniła się do śmiertelnego wypadku; niestety zarówno były starosta – obecnie burmistrz – Ryszard Niedziółka, jak i obecny Michał Kochanowski, jako zarządzający ruchem nie podjęli działań minimalizujących lub eliminujących zagrożenie.

Tym razem zwrócę uwagę na rzecz z pozoru mało istotną, na którą wydano jednak publiczne pieniądze – niczym na słomianego misia z kultowego filmu. Podobnie jak filmowy miś owo coś nie pełni żadnej funkcji i jest z jednej strony  pomnikiem niekompetencji kolejnej już ekipy zarządzającej miastem, a z drugiej – synonimem obciachu i złą wizytówką. Ten „miś” niestety nie jest słomiany i zamiast zgnić w zapomnieniu, ciągle razi swoim poziomem absurdu. 

Tablice informacyjne, które pojawiły się z chwilą otwarcia Alei Pileckiego – bo o nich tu mowa, wykonano w standardzie tablic tzw. miejskiego systemu informacji. W przeciwieństwie do klasycznych tablic z nazwami ulic, te zawierają trzy umowne pola. Pierwsze licząc od góry, zarezerwowane jest dla wskazania typu przestrzeni miejskiej – np. ulica, aleja, plac, skwer. Pas środkowy to przestrzeń dla nazwy lub nazwiska patrona. Dolny pas rezerwuje się dla nazwy jednostki pomocniczej lub zwyczajowej danego obszaru. Na bocznym marginesie rezerwuje się miejsce na ewentualną grafikę.

Tymczasem stworzono swoistego potworka. Na tablicach odnoszących się  do ulic Jagiełły i Wojska Polskiego, nawet poprawnie umieszczono w górnym pasie słowo ulica. W przypadku Pileckiego analogicznie powinno widnieć słowo aleja. Niestety, zadanie najwyraźniej przerosło pomysłodawców i zamiast aleja, …jest aleja rotmistrza. A zatem oprócz skwerów, ulic, placów i alej, mamy kategorię aleje rotmistrzów (sic!) Jednocześnie patron został pozbawiony stopnia wojskowego. A przecież wystarczyło w pasie środkowym zarezerwowanym dla godności patrona, dopisać przed imieniem i nazwiskiem „rtm.” – czyli rotmistrza – oczywiście małymi literami, bo RTM  znaczy tyle co Real Time Marketing. 

Konia kują, żaba podstawia nogę – takie można odnieść wrażenie, patrząc na zastosowanie rzeczonych tablic miejskiego systemu informacji . Wrażenie to potęguje brak pomysłu na zagospodarowanie pasa dolnego. W dużych miastach widnieją tam nazwy dzielnic, ale i w miastach średniej wielkości lub małych pas dolny można właściwie wykorzystać wpisując nazwę osiedla – przykładowo dla tablic stojących po stronie Osiedla Sikorskiego winien widnieć napis Osiedle Sikorskiego. Co wpisano? Wpisano proszę Państwa – Kętrzyn (!) Czy uznano że Mieszkańcy nie mają świadomości w jakim mieście żyją? Tak czy inaczej to razi. Do kompletu jeszcze ta grafika. Zamiast konsekwentnie na wszystkich tablicach umieścić herb miasta, na tablicy „alei rotmistrzów” obok nazwiska „zdegradowanego” Witolda Pileckiego mamy grafikę Polskiego Państwa Podziemnego. Skoro tak, to dlaczego koło Jagiełły nie ma grafiki Orła Piastowskiego? Czy na Bydgoskiej powinien być herb Bydgoszczy, a na Pocztowej – pocztylion? W tym miejscu pragnę wyjaśnić szczególnie radnym tak chętnie podejmującym  fatalne decyzje, że nie afirmuję umieszczania różnej maści grafik jeszcze bardziej zaśmiecających przestrzeń publiczną miasta. Chciałem tylko pokazać, do jakiego absurdu doprowadzono prostą sprawę. Czy w tej sytuacji można się jeszcze dziwić dlaczego  w Kętrzynie dzieje się źle, skoro nawet takie drobiazgi dla ekip poprzedniego i obecnego burmistrza są nie do przeskoczenia? Najwyższa pora na nową jakość.       

PM.(Pan M)

7 thoughts on “#OPINIE: Synonim obciachu

  1. „…dlaczego w Kętrzynie dzieje się źle?…”
    -odpowiedź, cytuję:
    „…dlatego, że w Kętrzynie rządzi akwizytor!”
    Autor tego cytatu już parę razy tłumaczył przykrą prawdę o zakompleksionych prowincjonalnych elitach, które za pieniądze nieswoje kupią każdą „inwestycję” z której prowizja musowo wpada do kieszeni swojej, ba, tu „wykonawca” nie pozostawia wyboru, z drugiej strony parcie „społeczne” że coś trzeba robić bo nie wybiorą, nie zatrudnią… te biedaki są między młotem a kowadłem. Czy w takim stresie oni w ogóle są w stanie myśleć racjonalnie i na temat? I stąd takie warszawskie tablice, dobrze ze innego miasta nie wpisali. I stąd oczyszczalnia na 70.tysięcy mieszkańców, i stąd basen w basenie, kort na korcie, polbruk na starym mieście, w glinie zwałowej pod stadionem palowanie zupełnie na bezczelnego wirtualne… a, bo nasze miasto na pałach… zakutych.

    1. Pod takim dictum verbum w zasadzie podpisuję się oburącz. Od ponad dekady manifestuję swój sprzeciw wobec takiej polityki. Tak samo jak ostatnio odpowiadając na Pański komentarz pod poprzednim moim tekstem, tak i teraz przyznaję Panu rację, ale też upatrując przyczyn przedmiotowego zjawiska , muszę odnieść się do motta systemu o ładnie brzmiącej nazwie kapitalizm inkluzywny.

      To model społeczno gospodarczy stworzony przez kapitalizm centralnie zarządzany (tzw. korporacyjny) jako sposób coraz mniej elastycznych korporacji na postkapitalistyczną recesję. Idea kapitalizmu inkluzywnego jest dobrze opisana między wierszami w tym artykule: Inclusive Capitalism: Oxymoron Or The Perfect Balance? Sprowadza się wprost do zadłużania krajów i samorządów, aby te kupowały usługi lub produkty. Rynek jest przesycony, więc odtworzenie głębokości rynku do poziomu zapewniającego stabilny zysk ma dbać sektor publiczny. W praktyce to zbędne wydatki na kredyt i ostatecznie koszt podatnika. Taką politykę prowadzi dziś Morawiecki i w moim odczuciu większość samorządów. Zamiana lepszego na gorsze nie stanowi problemu. Zresztą niekompetencja samorządowych kacyków wykonujących tylko swoje obowiązki wykorzystywania kredytów i środków zewnętrznych wedle dyspozycji z góry, ułatwia to zadanie. Przypomnę postawę Rypiny, który nie był przeciwny autobusom elektrycznym, żeby ludzie nie pomyśleli że przez jego decyzję przepadły środki. Ciekawe czy Rypina tak ochoczo dbałby o absorpcję środków gdyby były to środki przeznaczone na wyburzenie jego domu?

      Świadomie lub nie, praktycznie cały establishment bezrefleksyjnie implementuje zasady kapitalizmu inkluzywnego. Powszechne działanie wbrew interesowi publicznemu i drenaż kapitału na konta międzynarodowych korporacji lub lokalnych oligarchii, perfidnie nazywany jest inwestycjami, chociaż wydatki nie tworzą żadnej wartości dodanej. Nawet lokalne media ekscytują się który samorząd wydał więcej – donosząc o tym procederze w samych superlatywach. W ostatnim czasie w afirmacji dla tego stylu gospodarowania zasobami publicznymi , wykazał się radny Nowak grzmiąc że inwestycje muszą być w budżecie…

      W mojej ocenie, prawdziwym słupem na którego realizowana jest ta polityka na skalę wręcz przemysłową, jest szeroko rozumiany transport – w tym infrastruktura i tabor zbiorkomu. Jednocześnie cięte są usługi, bo środki wydawane są na te „inwestycje”. Tak od 2007 roku robił Hećman rękami kolejnych prezesów PGK Bejnara, Degórskiego czy Świtaja. Dziś politykę tę kontynuuje Niedziółka wchodząc wbrew moim publicznym apelom w nieuzasadnioną ekonomicznie i ekologicznie elektromobilność.

      W skrajnych przypadkach akwizytorzy korporacyjnego produktu zwani z przyzwyczajenia administracją publiczną, komunikują w entuzjastycznym tonie że mamy nowe autobusy/tramwaje/ pociągi dla naszych mieszkańców (no nie dla mieszkańców tylko dla producentów), po czym dodaja że teraz w związku z kosztami muszą ograniczyć częstotliwość kursów. To samo jest z nowymi wodociągami, przychodniami, etc, etc, etc. Napiszę to wprost: tzw. inwestycje drenują budżety i pogarszają nam jakość sektora usług publicznych. Ten model jest społecznie szkodliwy i pora się określić czy działamy w interesie społeczeństwa, czy lobbowanych branż przemysłu. Pora przebić się z takim myśleniem do świadomości społecznej i stawiać pod pręgierzem krytyki każdego radnego, burmistrza, starostę, za każdy bzdurny wydatek „dla mieszkańców”. Jeśli ukonstytuuje się nowa inicjatywa polityczna chcąca realizować program TAK dla Kętrzyna, z prawdziwą satysfakcją wskażę ją Wyborcom, którzy dziś w moim przekonaniu mogą czuć się oszukanymi przez kętrzyński PiS.

      1. Panie M. Czy mółby Pan opisać ile Pańskich projektów budowy ulic,przebudowy ciągów komunikacyjnych i wszelkich Pana pomysłow zrealizowało miasto, w którym Pan mieszka?

        1. Tylko w dzielnicy w której mieszkam – kilkanaście. Ja jednak wolę inną statystykę – tj. projektów niezrealizowanych, w których zawarte wnioski i prognozy wskazujące na potencjalne problemy mogące pojawić się w perspektywie gdy projekt nie będzie wdrożony, sprawdzają się w rok czy dwa po zrealizowaniu konkurencyjnego projektu lub nieuwzględnieniu moich uwag. Dotyczy to wielu miejsc w kraju (takie mamy kadry w administracji publicznej) i jest powodem wstydu dla wielu samorządów, zarządców dróg i zarządców ruchu. Spektakularnym tego typu przykładem, jest kętrzyńska Traugutta zrealizowana wbrew sugestiom wypływającym z mojej analizy. To samo dotyczy ulicy Limanowskiego. A teraz pytanie w ramach rewanżu: czy mógłby Pan napisać ile razy byli burmistrzami, starostami, czy naczelnikami ludzie, w imieniu których jak mniemam zadaje Pan – jako anonimowa osoba – pytania na które nie muszę Panu udzielać właściwych ani jakichkolwiek odpowiedzi???

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *