Wojowniczka na szlaku – Agnieszka Lasota – Magna Masuria

Wojowniczka na szlaku – Agnieszka Lasota

1

Pani Agnieszko, jest pani rycerzem, wicemistrzem świata w walce na miecz i tarczę, skąd wzięło się zainteresowanie do walk rycerskich? Czy inspiracją do podjęcia się takiego hobby jest postać z Gry o Tron, Brienne z Tarthu?

(śmiech) Nie, kiedy narodziła się moja pasja do rycerstwa, jeszcze nie miałam pojęcia o istnieniu Gry o Tron. Myślę, że po prostu miałam to we krwi. Kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami, ja wolałam robić sobie prowizoryczne mieczyki i łuki z patyków i ganiać z chłopakami po krzakach. Jakoś tak od maleńkości ciągnęło mnie do adrenaliny, rywalizacji i… białej broni… Ulubiona zabawa w „wojnę„, w „oblężenie zamku„(oczywiście strzelanie z wyżej wspomnianych łuków przez okno i z balkonu, co mamę i babcię doprowadzało do furii). Ulubione gry, takie jak Gothic i SpellForce, żadne tam strzelani czy inne gry typu „zabij kosmitę”, „zastrzel kurczaka”. Zupełnie nie mój styl. Żeby coś było godne uwagi, musiało być EPICKIE i MAGICZNE! Musi mieć rozmach przez duże R. Ciężka zbroja, miecz, pokonany wróg, zwycięstwo, Sława i Chwała! To są klimaty, w których się wychowałam i motywy, wokół których tworzyłam sobie swój dziecięcy świat… i chyba tak mi zostało do dziś.

Z jakimi problemami na co dzień spotyka się współczesny rycerz?

Współczesny rycerz przede wszystkim w pewnym momencie przeżywa zderzenie z rzeczywistością, jak uświadamia sobie, że do sprawnego machania mieczem nie wystarczy dużo grać w Wiedźmina i obejrzeć wszystkie sezony Gry o Tron. Do tego trzeba naprawdę dużej pasji, zaangażowania i poświęcenia. Setek godzin treningu, lat doświadczenia, wielu godzin spędzonych na siłowni i innych formach przygotowania kondycyjnego. Współcześni rycerze to sportowcy i w takiej kategorii powinni o sobie myśleć. Mówię tu oczywiście o tych, którzy aspirują do medali i bycia, nazwijmy to „rozpoznawalnymi” w tym sporcie. Trudno powiedzieć, czy na co dzień rycerze napotykają jakieś specjalne trudności. Myślę, że nadal dla wielu walczących z mniejszych miejscowości problemem może być zebranie grupy treningowej. Ja mam to szczęście, że mieszkam w Warszawie, gdzie prężnie działa CDSW – największa szkoła dla walczących w Polsce. Ale należy zaznaczyć, że był to jeden z głównych powodów mojej przeprowadzki do Warszawy z mojego rodzinnego miasta Łodzi. Tak że podsumowując – dla chcącego – nic trudnego.

Ile poświęca pani czasu w tygodniu na odbycie treningu i w jakiej formie się one odbywają?

Staram się robić 5-7 treningów w tygodniu, oczywiście ze zmienną intensywnością dostosowaną do bieżącej kondycji psychofizycznej. Zazwyczaj są to dwa treningi na miecz sportowy (w miękkim sprzęcie), dwa treningi Muay Thai i jakaś siłownia, rower, basen, yoga, coś dla urozmaicenia, żeby dać mięśniom odpocząć od ciągłego obijania. Lubie łączyć dyscypliny i ciągle sięgać po coś nowego, żeby nieustannie dawać sobie bodźce do rozwoju, do jeszcze lepszej sprawności, koordynacji i kontroli nad własnymi ruchami. W treningu stawiam przede wszystkim na zdrowy rozsądek. Cytując jednego z moich ulubionych vlogerów – Mariusza Czerniewicza: „100% sukcesu to 100% planu, a nie każdy trening zrobiony na 100%”.

Czy jest jakaś różnica w kategoriach płciowych w walkach rycerzy? Jakieś inne przepisy? Czy nie ma żadnej różnicy?

W pojedynkach 1vs1 zasady są dokładnie takie same, waga broni i jej parametry również.

W Profesjonalnych Walkach Rycerskich (tzw. Profightach), Panie mogą mieć delikatnie lżejszą broń, ale nie jest to jakaś znacząca różnica. A tak szczerze… nawet teraz gdy o tym myślę i miałabym wprowadzić jakiś przepis sprawiający, że kobiety miałby lżej, to nie wiem, co by to miało być. Krótsze rundy? Lżejsza broń? To powoli traci sens… Nie ma się co oszukiwać – to jest męski sport! A będąc kobietą trzeba po prostu tę zabawę polubić z dobrodziejstwem inwentarza.

Czy spotyka się pani z opiniami, że walka na miecze to męski sport? Jak pani na to reaguje? Czy jest to nie spotykane w tej dziedzinie sportu?

Oczywiście, że się spotykam. Na szczęście coraz rzadziej ma to negatywny wydźwięk. Kiedyś, owszem, zdarzało się, że próbowano mi rycerskie zapędy wręcz „wybić” z głowy. Spotykałam się z podejściem „nie będę walczył z dziewczyną„, „nie, bo ci zrobię krzywdę„, „mam nadzieję, że ci się odwidzi” , czy inne w stylu „palce ci połamią i już nigdy nie zagrasz na fortepianie„. Z biegiem czasu sytuacja zaczęła się klarować, coraz więcej dziewczyn było zainteresowanych tym tematem, coraz więcej aktywnie trenujących dziewczyn! Nie byłam pierwsza, ale powiedziałabym, że w momencie, w którym zaczynałam, szlaki były jeszcze słabo przetarte. Na dziewczyny w „blachach” patrzono z lekką ironią, jak na chwilowy zryw i fanaberie. Ale ja postanowiłam, że się nie poddam, że włożę tyle pracy, ile będzie trzeba. Udowodnię, że kobieta może stawać w szranki na równi z mężczyznami. Niestety (a może stety) miałam w sobie czasami więcej przekory niż rozumu. Kojarzysz ten fragment z pierwszego tomu Wiedźmina, kiedy Merigold przyjeżdża do Kaer Morhen, ogląda małą Cirillę i stwierdza, że na dziewczynce nie ma ani jednego miejsca bez siniaka? Tak, to chyba pierwsza bohaterka, z którą się utożsamiałam. Na szczęście opłaciło się. Dziś ci sami ludzie, którzy kiedyś we mnie wątpili, składają mi gratulacje i z pokorą przyznają, że pojedynek ze mną by przegrali. Fantastyczne uczucie, każdemu polecam!

Rekonstrukcja historyczna i walki rycerskie stają się coraz bardziej modne. Dlaczego pani zdaniem robi się to coraz bardziej popularne? Przeglądając oferty krajowych szkół szermierki można zauważyć, że na zajęcia z walki rycerskiej można chodzić całymi rodzinami?

Myślę, że bardzo duże znaczenie miała organizacja mistrzostw Świata w Polsce – najpierw Bitwy Narodów w Warszawie, potem IMCF w Malborku. Sukcesu Polskiej Reprezentacji na arenie międzynarodowej przyciągnęły liczną rzeszę fanów. Na przestrzeni ostatnich 10 lat ten sport bardzo się rozwinął, a co ca tym idzie – coraz więcej osób chce w nim spróbować swoich sił. Walki rycerskie na pewno są sportem niecodziennym, dają pewne poczucie przynależności do dość wąskiej (żeby nie powiedzieć elitarnej) społeczności. Niektórych kręci właśnie to, dla innych to po prostu odskocznia od codziennego życia. Jednak myślę, że nazwanie pasji do rycerstwa „modną” to dość spora przesada.

Jak wygląda ten sport od kuchni? Czy sama pani stworzyła swój sprzęt, czy jest to dzieło grupy ludzi zajmującym się tym od lat? Jakie to pochłania mniej więcej koszty? I czy każdy mógłby zacząć uprawiać ten sport?

Sprzęt który obecnie posiadam to mój drugi komplet, a niektóre elementy wymieniałam już parokrotnie. Na szczęście nie muszę robić go sama, od tego mamy naszych niezastąpionych płatnerzy i rzemieślników, którzy za odpowiednią opłatą podejmą się nawet bardzo wymagających zleceń. Koszt najprostszej zbroi pojedynkowej to ok. 5 tysięcy złotych (sama blacha, nie licząc pikowńców, przeszywanicy, butów, pasa, szaty na zbroję itp.). Z takim kosztem trzeba się liczyć „na dzień dobry„. A potem dochodzą inne, bo sprzęt się niszczy, bo chciało by się mieć ładniejszy, bo kolega z drużyny ma taki ładny buzdygan, że też muszę taki mieć. Przyznam, że ten sport to taka wieczna skarbonka bez dna. A czy każdy mógłby zacząć? Pewnie! O ile jest prawdziwym pasjonatem. Bo to jest tak, jak z każdym sportem ekstremalnym – żeby jeździć na crossie – musisz mieć crossa, żeby latać na paralotni, musisz mieć paralotnię. A żeby walczyć w zbroi, musisz mieć zbroję, więc nie ma co narzekać na koszty.

Jakimi słowami określi pani swoją dotychczasową pracę i osiągnięcia?

Tak w trzech słowach: praca ciężka, ale emocjonująca, a osiągnięcia – zapracowane.

Zdobycie wicemistrzostwa świata do dopiero początek. Jakie ma pani cele na kolejne tygodnie, ewentualnie lata?

Nie chcę zapeszać, ale na pewno z rycerstwa nie zamierzam rezygnować. Jeśli kogoś ciekawią moje aktualne plany, to zapraszam do śledzenia mojego FanPage’a na Facebooku: Fighter on a Trail. Wojowniczka na Szlaku.

Udział w 7 edycji Kętrzyńskiego Turnieju Rycerskiego to odpoczynek od codziennych treningów, czy nabieranie rycerskiego doświadczenia? Stanie w szranki z wielokrotnym mistrzem świata Marcinem Waszkielis to moment na zdobycie i podszlifowanie swoich umiejętności?

Szczerze powiedziawszy takie letnie turnieje traktuję bardzo rekreacyjnie. Mistrzostwa już za nami, adrenalina zeszła, więc można sobie powalczyć na luzie w koleżeńskiej atmosferze. Z Marcinem miałam okazję walczyć już nie raz i zawsze bardzo ambicjonalnie podchodzę do tych pojedynków. Włączam skupienie na najwyższe obroty, w końcu walka z mistrzem świata to nie przelewki. Na pewno każdy turniej to jakieś dodatkowe doświadczenie i kolejna cegiełka w sportowym rozwoju.

Jak ocenia pani nasz lokalny turniej?

Bardzo przyjemnie mi się walczyło, mimo strasznego upału. Wszystko sprawnie przebiegło, w miłej atmosferze. Idealne miejsce na letni weekend. Duży plus za nagrody! Były puchary, nagrody rzeczowe dla walczących, a niestety z bólem przyznaję, że ten podpunkt nadal jest bolączką większości organizowanych w Polsce imprez.

Czy podoba się dla pani Kętrzyn?

W sumie widziałam tylko tę część Kętrzyna, w której odbywał się turniej, parę okolicznych jezior i kawałek lasu. Tak, bardzo mi się podobały.

Gdzie i kiedy będzie można obejrzeć kolejne pani występy w turniejach rycerskich? 

Najbliższe w Nidzicy (5-6 lipca XX Turniej Rycerski na zamku w Nidzicy) i zaraz potem pod Grunwaldem (XXII inscenizacja bitwy pod Grunwaldem 10-14 lipca – sam Turniej Rycerski odbędzie się 10 lipca) . Biorę tam udział jak zwykle w pojedynkach na miecz i tarczę.

Dziękuję za rozmowę i powodzenia na szlaku

https://www.facebook.com/FighterOnATrail/
https://www.facebook.com/FighterOnATrail/

1 thought on “Wojowniczka na szlaku – Agnieszka Lasota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *