HISTORIE KRYMINALNE: Zbrodnia z Biedaszek (FINAŁ)

1

Brutalne morderstwo Wacława G., 73 –letniego mężczyzny z Biedaszek wstrząsnęła całą okolicą, lecz po roku poszukiwań sprawcy i pomocy jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego funkcjonariusze policji trafili na trop. Jasnowidz zasugerował, że Wacław G. mógł zginąć w mieszkaniu Kazimierza W., który mieszkał najbliżej miejsca zbrodni. Policja nie mając nic innego podjęła ten trop i przeszukano mieszkanie podejrzanego. Znaleziono koszulę z plamami krwi. Materiał poddano badaniom DNA i każdy nie miał wątpliwości, że plamy krwi należą do Wacława G.

Sąd Rejonowy w Kętrzynie na wniosek prokuratury natychmiast wydał nakaz aresztowania Kazimierza W., a w Kętrzynie oraz okolicy zapanowała jakaś ulga. Podejrzany od samego początku utrzymywał, że jest nie winny. Policjanci wielokrotnie go przesłuchiwali. Podejrzany 65-latek ciężko przeżywał postawione mu zarzuty. Od samego ganiania po schodach tracił dech, skołowany chciał mieć reszcie spokój, a w tymczasowym areszcie spędził niemal dwa lata. Raz złamał się pod czas setnego pytania: „ty to zrobiłeś?”, nie wytrzymał i rzekomo powiedział: „jak już tak chcecie, to niech będzie, że ja!”

Proces w sprawie zabójstwa Wacława G. w Biedaszkach toczył się przed Sądem Okręgowym w Olsztynie. Kazimierz W. od samego początku twierdził: „znałem go 40 lat, można powiedzieć, że był moim przyjacielem. To musiał zrobić ktoś nienormalny. Ja jestem normalny!”. Przed Sądem zeznawał, że nigdy nic nie miał do sąsiada, a tego feralnego dnia widział Wacława G. rano w sklepie. Twierdził również, że potem nie wiedział, co się z nim działo. Sąd pytając skąd krew zamordowanego na koszuli, którą znaleźni, Kazimierz W, odpowiadał, że kiedyś odganiał psa, który pogryzł Wacława G. i wtedy mógł pobrudzić się krwią zamordowanego.

Kętrzyński prokurator nie wierzył w tłumaczenia oskarżonego i miał na uwadze, że Kazimierz W. raz pękł na komendzie. Sąd miał inne zdanie i uwierzył w tłumaczenia Kazimierza W. uniewinniając go wyrokiem z dnia 4 czerwca 2003 roku, ale zakwestionował go Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Po raz drugi Kazimierz W. został uniewinniony 22 października 2004 roku.

Sąd nie podważył wyników badań genetycznych. Na starej koszulce była krew zabitego, ale sąd uznał, że nikt nie jest w stanie określić bez wątpliwości, kiedy i w jaki sposób się tam się znalazła. Poza tym ktoś, kto na żywca rżnie człowiekowi głowę, musiałby się cały unurzać we krwi, nie skończyłoby się na paru kropelkach. Do uniewinnienia walnie przyczyniła się psychologiczna opinia o oskarżonym. Dobiegający siedemdziesiątki dziadek w żadnym razie nie miał charakteru zbrodniarza, wystarczyło na niego spojrzeć. Jednak nawet jeśliby tylko udawał niewiniątko, jasne było, że fizycznie nie dałby rady zabić sąsiada, wlec, przez co najmniej kilkadziesiąt metrów, odciąć piłą do drewna głowę, a ciało niepostrzeżenie zakopać w dość widocznym miejscu.

Po 22 miesiącach w areszcie Kazimierz W. wyszedł na wolność. Za niesłuszne posądzenie dostał potem wysokie odszkodowanie. W sądzie w Olsztynie ostatnio był trzy miesiące temu, bo trzeba było zadecydować, co zrobić z rzeczami zabranymi mu kiedyś w czasie śledztwa. Oczywiście Kazimierz W. nie chciał ich nawet widzieć na oczy i zostały zniszczone, a sprawca (sprawcy) makabrycznej zbrodni do dziś pozostają bezkarni.

To jednak nie koniec, sprawy morderstwa z Biedaszek. W najbliższą środę opublikujemy bonusowy materiał wywiadu jednego z policjantów, który uczestniczył w śledztwie i był u jasnowidza Jackowskiego. Serdecznie zapraszam.

1 thought on “HISTORIE KRYMINALNE: Zbrodnia z Biedaszek (FINAŁ)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *