Wilczyca, która śpiewa i tatuuje – Magna Masuria

Wilczyca, która śpiewa i tatuuje

1

Dzisiejszym gościem w formacie „Gość Tygodnia” – jest Volven Wolf, a znana wtajemniczonym jako Maja – wokalistka, tatuażystka, fotomodelka, która opowie nam o swojej pasji, a zarazem pracy.

Przyjrzałem się twojej twórczości, fotomodelka, wokalistka i tatuażysta. Wyjaśnij czy wszystko jest to ze sobą połączone czy każda z tych dziedzin przez ciebie wykonywana ma inny cel?

Zdecydowanie jest to ze sobą połączone, mimo, że określiłabym siebie czasami jako zbiór sprzeczności. Ciężko mi określić jako taki cel, chyba, że mogę określić celem realizowanie się pod kątem artystycznym na wielu płaszczyznach. Mam szczęście łączyć pracę z pasją, co po latach zdobywania doświadczenia zaowocowało otwarciem przeze mnie mojego własnego studia tatuażu na gdańskiej starówce, w którym poza tatuowaniem, zajmuję się też profesjonalnym kolczykowaniem ciała, makijażem permanentnym oraz fryzjerstwem alternatywnym. Robię też skaryfikacje. Uwielbiam się rozwijać, uczyć nowych rzeczy i doskonalić swoje umiejętności i czuję ogromną wdzięczność za to, że mogę to przekuć w pracę, dzięki której mogę się utrzymać. Jeśli chodzi o zarabianie na muzyce, czy modelingu – to przede wszystkim pasja, którą realizuję dla czystej satysfakcji. Niemniej, swego czasu dość dużo grywałam z zespołem bluesa i soul po knajpach. Aktualnie bardziej skupiam się jednakże na moim zespole Machine Driven Sun (gramy elektroniczny metal), z którym wydaliśmy ostatnio Epkę zatytułowaną Kili, oraz projekcie Simon Templar & Volven Wolf, mocno psychodelicznym i mrocznym. Działam też sama, można mnie spotkać na stricie w Gdańsku, grywam na handpanie na Starówce. Co do sesji zdjęciowych – kiedyś regularnie pozowałam do zdjęć, teraz nieco rzadziej, ale ciężko wszystko ze sobą pogodzić czasowo, muszę czasem spać… 😉

fot. Mateusz Kluba

Co było pierwsze pasja do muzyki czy rysowania, a później tatuowania?

Od dziecka byłam wrażliwa, szczególnie muzycznie. Uwielbiałam słuchać soundtracku do filmu Ogniem i Mieczem Krzesimira Dębskiego, dosłownie tripowałam słuchając muzyki – i tak jest do dziś. Śpiewać bardziej na poważnie zaczęłam w wieku lat 14. Jako dziecko dużo czasu spędzałam też rysując konie, które bezgranicznie kochałam… A co do samego tatuażu – dobrze pamiętam, jak, mając jakieś 10 lat, zobaczyłam w gazecie zdjęcie kobiety z wytatuowanymi rękawami i stwierdziłam, że to wygląda okropnie. 😀 Dzisiaj sama mam wytatuowany jeden pełen rękaw, druga ręka jest natomiast na dobrej drodze, by się nim stać, nie mówiąc już o reszcie skóry, którą sukcesywnie wypełniam tuszem. Niemniej, zainteresowanie tatuażem i piercingiem przyszło mi dość szybko, już w podstawówce próbowałam robić sobie dodatkowe dziury w płatku ucha, oczywiście absolutnie nie tak, jak powinno się to robić, chociaż tyle, że tylko sobie. 😉 

Muzyka, którą tworzysz, a najbardziej zapadł mi w pamięci utwór Simon Templar & Volven Wolf – Paszcza Lwa. Każdy utwór czy to cover czy coś własnego autorskiego ma w sobie coś mistycznego, niezwykłego. Można byłoby to nazwać duszą utworu, bo jest to coś co ciężko określić zanim się jej nie doświadczy. Nasuwa się zatem pytanie skąd się to wzięło? Co było inspiracja? A może przyszło to samo z siebie? 

Simon Templar & Volven Wolf to akurat nowy projekt, który tworzę z Simonem. Nasz występ, o którym mówisz to akurat live z klubu Paszcza Lwa, występ nosił nazwę Black Planet. Część lajwa była przygotowana wcześniej (łącznie z wizualizacjami, które niestety słabo widać na tym nagraniu), duża część to natomiast improwizacja. I tak właśnie zamierzamy tworzyć. Lubię pracować z ludźmi, z którymi czujemy te same wajby,  to dla mnie poza fizyczna, wręcz psychodeliczna forma kontaktu między ludźmi. Jeśli łapię taki kontakt, wtedy dzieją się rzeczy i to samo w sobie jest inspiracją i motorem dla ekspresji. : ) Inspiruje mnie bardzo wiele rzeczy, moje własne doświadczenia, zagadkowość świata, zadziwiająca wręcz harmonia w pozornym chaosie… mniej więcej tym inspirujemy się w tym projekcie. 

Czy możesz się nazwać artystą kompletnym? Czy już wiesz jaką droga podążać, czy jeszcze mimo wyraźnych grubych linii poszukujesz w swojej twórczości odpowiednich torów?

Uważam, że mam artystyczną duszę, ale nie lubię określać siebie mianem artysty… Artysta kompletny – to w ogóle brzmi dość… poważnie. : ) Dla mnie droga jest celem, w każdym aspekcie życia, także zapewne nigdy nie skończę poszukiwać, a może bardziej – eksplorować nowych ,,lądów”. To jest właśnie najpiękniejsze, zawsze coś może Cię zaskoczyć, zafascynować, wywrócić Twój świat do góry nogami. 


Mimo, że czuję w sobie swego rodzaju kompletność, czuję, że robię dokładnie to, co chcę, każdy mniejszy, lub większy sukces sprawia, że chcę sięgać dużo dalej, z coraz większą pewnością siebie. W tym roku udało mi się na przykład dołączyć do grona stowarzyszenia profesjonalnych piercerów Professional Piercers Poland, a jeszcze parę lat temu nawet bym nie spróbowała takiego kroku w obawie,  że nie jestem wystarczająco dobra. 


Niemniej cały czas szukam czegoś, co mogę ulepszyć, poprawić, zrobić inaczej, lepiej. Między innymi za to uwielbiam to, co robię, działanie na wielu płaszczyznach sprawia, że zawsze znajdziesz coś nowego, czego możesz się nauczyć. To bardzo rozwojowe i utrzymuje mnie na powierzchni, nawet, jeśli jest mi ciężko. Szczególnie jeśli chodzi o inne aspekty życia.

Twój pseudonim artystyczny Volven Wolf – dlaczego? Czy jest jakieś głębsze wyjaśnienie tego? 

Volven to kobieca postać z mitologii nordyckiej, ustanowiłam to za swój pseudonim, gdy miałam lat 16 i zaczęłam tworzyć swoją muzykę. Pod tym pseudonimem wydałam w wydawnictwie Black Death autorską płytę z własnymi kompozycjami około ambientowymi zatytułowaną Desiderium. Drugi człon ,,Wolf” przyszedł później. Wilk to dla mnie swego rodzaju zwierzę mocy, totemiczne zwierzę. Po prostu tak czuję, ciężko mi to jakoś szerzej wyjaśnić w paru słowach. Oczywiście jestem posiadaczką pięknego wilczego portretu na ciele. : ) Ksywa zobowiązuje!

Pytanie rozluźniające – żelki czy mamba? 

Żelki! Koniecznie te z początku lat 2000, sprzedawane pojedynczo kolorowe potworki. 😀

Mieszkasz i pracujesz na co dzień w Gdańsku. Ludzie widząc ciebie szufladkują cię, bo masz tatuaże czy inny kolor włosów? Patrzą na to źle, bo się wyróżniasz? Czy odczuwasz to i jak sobie radzisz w takich sytuacjach – jeżeli takie są?

Wręcz przeciwnie! Ze złośliwościami spotykam się głównie w internecie i to też nie w jakiejś dużej ilości, po prostu mam to gdzieś. Ludzie reagują na mój wygląd raczej pozytywnie, albo w ogóle, wiele razy słyszałam komplementy od starszych osób, które zaczerpiały mnie tylko po to, żeby powiedzieć mi, że… mam piękne tatuaże, czy dready (komplement na temat fryzury usłyszałam akurat, jak miałam wściekle różowe dreadki, aktualnie trochę mniej rzucam się w oczy, bo przefarbowałam je na ciemny brąz)! Parę razy słyszałam też po prostu od obcych ludzi na ulicy, że pięknie wyglądam. Tak po prostu. To bardzo miłe! Wydaje mi się, że duży wpływ na to, jak nas odb ierają inni ma to, jak czujemy się we własnej skórze. Ja czuję się świetnie, a swoje ciało traktuję, jak malarz płótno. Ponato wierzę w to, że, przynajmniej w wielu aspektach, dostajesz od świata to, co do niego wysyłasz….
Generalnie naprawdę nie spotykam się z nieprzyjemnymi sytuacjami, raz w życiu oberwaam w mordę (dosłownie…) za wygląd, ale było to wiele lat temu i nie było to w Gdańsku… niemniej jednak, napastnik miał okazję poczuć smak gazu pieprzowego, liczę na to, że wyciągnął z tego jakąś lekcję. 😉 

Jak wygląda twój zwyczajny dzień? Wstajesz i co dalej?

Wstaję, czasem próbuję zjeść śniadanie, karmię i wyprowadzam na spacer moje dwie bulwy  (buldogi francuskie), robię makijaż i lecę na autobus. Docieram do swojego studia i… każdego dnia dzieje się tu co innego, spotykam innych ludzi, inne historie. Kocham to! Generalnie rzecz biorąc, nie odczuwam w żaden sposób rutyny.

Z jakimi problemami na co dzień zdarza ci się mierzyć jako tatuażysta, artysta? 

Z racji tego, że pracuję w branży usługowej, mogłabym powiedzieć cos o trudnych klientach, ale to naprawdę niezwykła rzadkość w moim życiu. Mimo, że znam sporo historii od znajomych z branży, ja spotykam się głównie z miłymi niespodziankami, ostatnio, na przykład, dostałam od swojej klientki mój portet, który specjalnie dla mnie narysowała! Kocham swoją pracę i to przekłada się na to, że pracuję nie tylko dla pieniędzy, ale też, a może przede wszystkim, dla satysfakcji i widoku uśmiechniętej osoby, która zaufała mi i oddała kawałek skóry w moje ręce, czy zdecydowała się zrobić u mnie dready. Nie wiem, czy nazwać to problemem, ale to, o czym mogłabym na pewno wspomnieć, to fakt, że stale trzeba się rozwijać, walczyć o pozycję na rynku (zwłaszcza prowadząc własne studio), co bywa stresujące, często przenosi się pracę do domu (odpisywanie klientom, rysowanie projektów, przygotowywanie dreadów w moim przypadku). Czas pracy bywa nieregularny, tak samo zarobki. 

Czy niekiedy masz problematycznych klientów gdzie mówisz sobie w myślach „znowu” albo „co mu nie pasuje” ?

Właściwie wspomniałam już o nich wyżej… Praktycznie ich nie ma! Piercingiem zajmuję się od 10 lat, od 5 lat mogę powiedzieć, że profesjonalnie. Od ok 5 lat pracowałam w studiach tatuażu (niecały miesiąc działam w swoim własnym studio). I tzw trudni klienci to były naprawdę odosobnione pojedyncze przypadki, do tego nie było to nic poważnego. Mam nadzieję, że tak będzie dalej! 

Czy według ciebie tatuaże są modne – bo takie są teraz trendy czy jednak każdy tatuaż powinien coś odzwierciedlać i coś symbolizować? 

Określenie ,,modny” czasem kojarzy się pejoratywnie… Niemniej, tatuaże stały się bardzo popularne i zdecydowanie przestały kojarzyć się jedynie z kryminałem. Ludzie coraz bardziej podchodzą do tatuażu, jako do obrazu na skórze, tatuują się osoby z praktycznie każdej grupy społecznej, pracodawcy coraz rzadziej mają wobec wytatuowanych osób uprzedzenia. Rynek tatuatorski stale się profesjonalizuje, poza tym poprzeczka dla tatuatorów postawiona jest dużo wyżej, niż kiedyś, co sprawia, że istnieje duża tendencja rozwojowa w tym temacie. Nie oszukujmy się, dzisiejsze tatuaże to zupełnie inna historia, niż tatuaże 10, czy 20 lat temu. Zarówno pod kątem ich estetyki, jak i higieny podczas wykonywania pracy. Mówię, oczywiście, o ogólnej tendencji, bo zawsze znajdziemy kogoś, kto… zdecydowanie nie powinien tego robić. 😉 

Gdzie możemy ciebie znaleźć w Gdańsku? I cz w najbliższym czasie będzie można gdzieś o tobie usłyszeć?

W Gdańsku można mnie znaleźć w studio Volven Body Art na starówce, konkretnie na ul. Złotników 28/29. Czasem też w innych miejscach, jak gram na handpanie na stricie. : ) 
Co chwilę angażuję się w różne przedsięwzięcia, więc zapewne tak! Będę między innymi grała dwa koncerty na festiwalu Unity Gathering, myślę też nad udziałem w festiwalu Alchemia, ale nie wiem, czy się wyrobię. We wrześniu zaczynamy koncertowanie z zespołem Machine Driven Sun, myślę, że w najbliższej przyszłości zorganizuję też po raz kolejny pokaz mody na którymś z festiwali tatuażu. 

Kilka słów dla czytelników

Bardzo mi miło, że zostałam zaproszona do udzielenia tego wywiadu, dziękuję Ci  serdecznie, Tony! A jeśli miałabym zakończyć jakąś puentą na koniec (mam nadzieję, że nie zabrzmi kołczingowo, albo poważnie, bo z jednym, ani drugim nie mam zbyt wiele wspólnego), to powiedziałabym tyle: wychodzenie ze swojej strefy komfortu sprawia, że nasze strefa komfortu, a więc strefa funkcjonowania się stale poszerza. A dobrze mieć dużo przestrzeni  dla siebie! 😉 Dzięki! <3  

1 thought on “Wilczyca, która śpiewa i tatuuje

Skomentuj Andrzej Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *