KULTURA W DŁONI: Na Zachodzie bez zmian
„Na Zachodzie bez zmian” [org. Im Westen nichts Neues] to jeden z najlepszych filmów wojennych ostatnich lat, który pojawił się 14 października na polskim Netflixe. Wypada on znacznie lepiej niż takie produkcje jak „Dunkierka” czy „1917”, a przy tym pokazuje bardzo brutalny i brudny obraz zachodniego frontu z I wojny światowej.
Fabuła nie jest wybitna, jest prosta, wręcz przewidywalna. Osiemnastoletni Paul [Felix Kammerer] wraz z przyjaciółmi ulega podniosłej agitacji i zgłasza się do punktu poborowego. Za wszelką cenę chce iść na wojnę! I bardzo szybko z tej euforii zostaje sprowadzony na ziemie. Na własnej skórze doświadcza panującej dokoła zgrozy i chaosu. Razem z Paulem doświadczamy bardzo szybko, czym jest śmierć i jakie ona ma znaczenie na wielkim froncie teatru działań I wojny światowej.
Film w moim przekonaniu opowiada o tej wstrząsającej rzeczywistości, o tej prawdziwej wojnie, której nie da się opisać na stronnicach gazet. Edward Berger – reżyser filmu – w dosadny sposób zaprezentował wojnę, jako brutalną maszynę do mielenia ludzkich istnień, co uderza w nas od samego początku filmu. Najlepszym tego przykładem tej brutalności jest proces czyszczenia munduru. Jeden żołnierz ginie, ściągany jest z niego mundur, prany, łatany i zaraz otrzymuje go kolejny szeregowy. Berger dosadnie pokazuje, że człowiek na wojnie nie jest indywiduum, lecz statystyką, którą później przedstawia się w tabelkach.
„Na Zachodzie bez zmian” to też obraz kontrastów. Z jednej strony mamy zwykłych szeregowych żołnierzy, którzy przymierają z głodu, kradną i rabują, aby przeżyć. Taplają się w błocie, aby przesunąć front o kilka-kilkadziesiąt metrów. Natomiast z drugiej strony mamy pokazany obraz dowódcy, czy dygnitarzy politycznych, którzy mieszkają w luksusowych apartamentach, piją wina, jedzą ciepłe jedzenie, nie doskwiera im zimno. To jeszcze bardziej uwypukla jak zwykli ludzie są wciągani w machinę wojny.
Muzyczna aranżacja jest bardzo oszczędna. Wybija się w niej jeden przewodni motyw ciężaru i przygnębienia wzmocniony elektrycznym brzmieniem. Sprawia on, że w immersyjny sposób doznajemy melancholii i przygnębienia. Jest to brzmienie, które można określić, jako krzyk z odległej przyszłości, niekojarzący się z drugą dekadą XX wieku.
Podsumowując „Na Zachodzie bez zmian” to film godny polecenia. Film, który opowiada o jednostkach wciągnięty w machinę wojny kontrastujący z dygnitarzami pociągającymi za sznurki. Nie ma w nim kombinacji, jest to prosty film o wojnie, ale wciągający na tyle, że chce się go obejrzeć raz jeszcze.